Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bliższą schadzkę. Był zatem na drodze do podwójnej zdobyczy. Uśmiechnął się, spostrzegając, że w obydwu przedsięwzięciach trudność przedstawiała się w jednym i tym samym kształcie. Miał przerobić na kochanki dwie siostry, to znaczy dwie, które chciały wobec niego grać rolę sióstr. Także inne podobieństwa między obu wypadkami zauważył, uśmiechając się. — Co za głos! Jakże były dziwne w głosie Donny Maryi akcenty Heleny! — Błysnęła mu szalona myśl, — ten głos mógł dla niego być pierwiastkiem dzieła wyobraźni: na podstawie takiego pokrewieństwa mógł stopić obie piękności, by posiąść z nich trzecią, wyobrażoną, bardziej złożoną, doskonalszą, prawdziwszą, gdyż idealną...
Trzeci ustęp wykonany w nienagannym stylu skończył się wśród oklasków. Andrzej wstał; zbliżył się do Heleny.
— Oh, panie Ugenta. gdzie pan był dotąd? — rzekła doń księżna Ferentino. — Au pąys du Tendre.
— A owa nieznajoma? — rzekła doń Helena, lekkim tonem, wąchając bukiet fiołków wyjęty z rękawa z kuny.
— Jest to wielka przyjaciółka mojej kuzynki: Donna Marya Ferres y Capdevila, żona nowego ministra Gwatemeli — odrzekł Andrzej bez zmięszania. — Piękne stworzenie, bardzo subtelne. Była u Franczeski w Schifanoji, we wrześniu.
— A Franczeska? — przerwała Helena. Nie wie pan, kiedy wróci?
— Mam od niej świeże wiadomości ze San Remo. Ferdynandowi lepiej. Lecz boję się, że będzie musiała zatrzymać się tam kilka miesięcy, może więcej.
— Jaka szkoda!
Kwartet wchodził w ostatni bardzo krótki ustęp.