Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z karmelitańskiego sukna Carmelite, z rękawami w stylu cesarstwa skrojonymi u góry w szerokie bufy Bausch, zwężonymi i spiętymi na pulsie, z olbrzymim kołnierzem z niebieskiego lisa, jako jedyną ozdobą, pokazywał jej postać, nie pozbawiając jej wdzięku smukłości. Patrzyła na Andrzeja oczyma pełnymi nieokreślonego, drżącego uśmiechu, który pokrywał ich przenikliwą badawczość. Rzekła:
— Jest pan trochę zmieniony. Nie umiem powiedzieć w czem. Ma pan teraz, naprzykład w ustach coś z goryczy, czego przedtem nie znałam.
Wymówiła te słowa tonem serdecznej poufałości. Głos jej, rozbrzmiewając w pokoju, sprawiał Andrzejowi tak żywą rozkosz, że zawołał:
— Proszę mówić, pani Heleno; jeszcze mówić!
Zaśmiała się. I zapytała:
— Czemu?
On odrzekł, biorąc ją za rękę:
— Pani wie.
Cofnęła rękę i spojrzała młodzieńcowi aż w samą głąb oczu:
— Już nic nie wiem.
— Zatem jest pani zmieniona.
— Bardzo zmieniona.
Już oboje brał „sentyment“. Odpowiedź Heleny rozjaśniła odrazu cały problem. Andrzej zrozumiał; i wskutek zjawiska intuicyi nierzadkiej u umysłów wykształconych w analizie spraw wewnętrznego bytu, przewidział nagle lecz dokładnie stanowisko moralne przybyłej w odwiedziny i rozwój sceny, która miała nastąpić. Mimo to już go przejął urok tej kobiety; jak niegdyś. Pozatem mocno go dręczyła ciekawość. Rzekł: