Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na barkach męża, który był poniżej, patrzyła niezmiennie, z przedziwnem panowaniem nad sobą, tylko wargi zbyt zwarte i bardzo lekkie zmarszczenie czoła mogły wyjawić badaczowi wysiłek. W pewnej chwili, zdjęła ręce z barków męża bojąc zdradzić się jakimś mimowolnym ruchem.
— Sperelli spadł — oznajmiła głośno hrabina di Lùcoli.
W istocie Mallecho, skacząc, źle stąpił na wilgotną murawę i potknął się na kolana, podnosząc się jednak w tej chwili. Andrzej zesunął się na jego szyję bez szkody i błyskawicznym ruchem wrócił w siodło. Tymczasem Rutolo i Caligari prześcignęli go. Brummel, mimo, że zraniony w tylne nogi, dokazywał cudów, mocą swej czystej krwi. Carbonilla na końcu użyła całej swojej szybkości, wiedzona z przedziwną sztuką przez swego jeźdźca. Brakowało do celu około ośmiuset metrów.
Sperelli spostrzegł, że zwycięstwo mu się wymyka; lecz zebrał wszystkie siły, żeby je znów odzyskać. Wyprostowany w strzemionach, zgięty ponad grzywą, wydawał od czasu do czasu ów pokrzyk krótki, ostry, przenikający, który miał tak wielką władzę nad szlachetnem zwierzęciem. Podczas gdy Brummel i Carbonilla, znużone czężkim terenem, traciły siłę, Mallecho pomnażał gwałtowność swego pędu, zaczynał odzdobywać swoje miejsce, już dotykał zwycięstwa płomieniem swych nozdrzy. Po ostatniej przeszkodzie, zwyciężywszy Brummela, dosięgał głową barków Carbonill’i. W odległości około stu metrów od mety ocierał się niemal o baryery mknąc naprzód, naprzód i zostawił między sobą a karym Caligary przestrzeń dziesięciu „długości“. Dzwonek zadźwięczał; oklaski