Przejdź do zawartości

Strona:PL Gabryel d’Annunzio - Rozkosz.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

doń nieoderwanie przywiązana. Wciąż żył w nim bezlitosny instynkt: instynkt wyzwalania się z wszystkiego, co go przyciągało, nie więżąc. A wola, bezużyteczna jak szpada, źle zahartowana, wisiała u boku pijanego lub bezczynnego.
Czasami budziło się znagła wspomnienie Heleny i przepełniało go; i albo usiłował wyzwolić się od melancholii żalu, albo przeciwnie rad przeżywał znowu w zepsutej wyobraźni wybryki owego życia, ażeby w nich znachodzić podnietę do nowych miłostek. Powtarzał sam sobie słowa piosenki niemieckiej: „Wspominaj zgasłe dni! I składaj na ustach drugiej słodkie pocałunki, jakimiś obdarzał pierwszą, niedawno temu!“ Lecz oto już i druga wychodziła z jego duszy. Mówił o miłości z Donną Bianką Dolcebuono, z początku nie zastanawiając się prawie nad tem, może instynktownie, pociągnięty mocą nieokreślonego odblasku, który rzucała jako przyjaciółka Heleny. Może kiełkowało małe nasionko sympatyi, które weń wrzuciły słowa florenckiej hrabiny, przy uczcie w domu Doria. Kto potrafi określić, przez jaki tajemniczy bieg rzeczy byle jakieś zetknięcie duchowe lub inateryalne między mężczyzną i kobietą, choćby małoznaczne, może w nich spłodzić a następnie utrzymywać przy życiu uczucie ukryte, niezauważone, nieprzypuszczane, które po długim czasie okoliczności nagle wydobędą na jaw? Jestto ono samo zjawisko, które spotykamy w ładzie umysłowym, kiedy nasienie myśli lub cień obrazu, zjawiają się nagle, po długim przestanku, przez nieświadomy rozwój wypracowane w obraz zupełny, w myśl jednolitą. Tesame prawa rządzą wszystkimi czynnościami naszej jaźni; a czynności, których jesteśmy świadomi, są jeno cząsteczką naszych czynności.