Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gnięte nakształt wieży, według zwyczaju dziewiczych kapłanek, czynią ją wyższą jeszcze. Sznury pereł przytwierdzone do skroni spadają koło ust tak różowych, jak dojrzały granat. Na piersiach świeci mnóstwo błyszczących kamieni, naśladujących swoją pstrokacizną łuskę mureny. Ręce jej, ozdobione djamentami, ukazują się bez rękawów z tuniki haftowanej w czerwone kwiaty na tle czarnym. Mały łańcuszek złoty przyczepiony był do jej nóg, regulując kroki, a wielki płaszcz ciemnopurpurowy z nieznanej jakiejś materji ciągnął się za nią, jak fala ją ścigająca.
Kapłani uderzali z lekka w liry, budząc przytłumione dźwięki, a w przerwach muzyki brzęczał łańcuch w takt stąpań ich papyrusowych sandałów.
Córa Hamilkara nie była znaną nikomu. Wiedziano, że żyje ustronnie, zatopiona w religijnych praktykach. Dziś zjawiła się w nocy, na szczycie tarasów, klęcząca, zwrócona do gwiazd wśród drżących płomyków rozżarzonych kadzielnic. Srebrne światło księżyca padało na jej szlachetne oblicze, a jakaś boska aureola otaczała postać niby przezroczystym obłokiem. Zstąpiła z pochyloną głową, trzymając w prawej ręce małą hebanową lirę. Przyciszony szept płynął z jej ust:
— Nieżywe, wszystkie nieżywe. Niestety już was nie ujrzę wiecej, gdy siedząc nad jeziorem rzucać wam zechcę pestki kawonowe! Tajemnice Tanity świeciły w oczach waszych przeźroczystszych niż fale...
I przyzywała ich nazwami sześciu miesięcy roku:
— Siv, Sivan, Tammouz, Eloul, Sehebar, Ah Bogini, litości nademną!
Żołnierze olśnieni jej wspaniałością gromadzili się, nie rozumiejąc słów tych, a ona spoglądała przestraszonym wzrokiem, aż znów, opuszczając głowę, a wyciągnąwszy ręce, zaczęła powtarzać:
— Coście wy uczynili, ach, coście wy uczynili!