Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/428

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sama zardzewiała, spękana machina cesarska i tyle jaśniejszego widoku, ile spodziewania na hen, odległą przyszłość.
I jeszcze wojna, Wielka Wojna, potrzeba utrzymania frontu obronnego, obowiązek, „najświętszy“ obowiązek dotrzymania zobowiązań Zachodowi Europy. Posłowie mocarstw aljanckich czuwali, przyrzekali pomoc, nieśli uznanie nowemu rządowi, ale i wymagali…
Na terenie wojny, na froncie rosyjskim, działo się teraz źle zupełnie. Sztaby straciły na pewności siebie. Dowódzcy niby wydawali rozkazy, a przestali baczyć na ich wykonanie. W pułkach, bataljonach, baterjach, kompanjach żołnierze odprawiali narady. Popularność zyskiwali wczorajsi niedołędzy, źli oficerowie czy niezdarzeni. Każdy zwierzchnik strzegł się, aby nie spowodować niezadowolenia. Najmniejszy pionek wyczekiwał nowin ze stolicy.
W okopach panowała cisza, przerywana niekiedy manifestacyjnemi okrzykami a niekiedy urozmaicana rozmowami… z Niemcami. Ci snadź otrzymali byli dokładne instrukcje. Ogień niemiecki ustawał coraz częściej, wychylający się a nawet wychodzący z transzy żołnierz rosyjski mógł być pewnym swego życia…
Rząd tymczasowy, rewolucyjny rząd rozprawiał, naradzał się, wysłuchiwał nawet życzeń, występował na mityngach i wiecach coraz liczniejszych, coraz bardziej przygodnych, coraz trudniejszych do zjednania. Rząd tymczasowy dźwigał w swem własnem łonie własną zgubę. Zdrada, chęć władzy, chęć opanowania władzy, zagarnięcia władzy czaiła się nawet na zebraniach ministerjalnych.
Rząd tymczasowy nareszcie uląkł się, spróbował mocniej ująć za ster, lecz nie zdołał go utrzymać.