Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/418

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzyskich, konieczną ozdobą cesarskich herbatek i poufnych rozmów. Syn „natury“ o żywiołowe] zdolności wyładowywania swej męskiej energji, zachwycał „damy“ i „pokojowe“, drżały przed nim księżne i księżniczki, bali go się przedstawiciele duchowieństwa, lękali „jasnowidzącego“ urzędnicy.
Rasputin miał swój osobliwy chłopski rozum, miał instynkt oceniania ludzi, umiał zachwycać prostotą i umiał przejmować lękiem zabobonnym. Magnetyzer i czarownik zarazem, goryl rozpasany i jagnię, parafrazujące teksty z Pisma Świętego, hulaka, myślący jakby najdłużej używać na carskim chlebie, i szarlatan nie przebierający w środkach.
„Święty“ ten „starzec“, jak go zwano na carskim dworze, pochwycił zręcznie ową „pieśń bez słów“, która kołysała ciągle partję cesarzowej, partję niemiecką… I na falach tej pieśni owładnął i cesarzową i jej stronnictwem.
Aleksandra Teodorówna ze wzruszeniem wsłuchiwała się w melodyjny bas „świętego“ człowieka, niosącego jej słowa pociechy, zgadującego jej myśli a spieszącego z cennemi radami.
Mikołaj II był zdumiony tą samorodną siłą duchową. Stolica Rosji i z nią cała Rosja ulękły się.
„Starzec“ bywał wszędzie, gdzie go nie posiano. Karki ministrów zginały się. Dygnitarze, w krytycznej chwili, zasięgali jego zdania. Sam Trepow bał się tomskiego mużyka.
Szlachetni mężowie zamykali oczy na okultystyczne wpływy „starca“, a otwierali je szerzej na widok wpływów realnych.
Rasputin tymczasem używał, broił, pił, umiał nawet policzki zachwyconym damom obijać, a pozatem