Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/404

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nieco drastyczniejszych środków, czasami, jak w roku 1912, w kopalniach nad Leną, nawet bardzo drastycznych. „Podziemna“ agitacja krańcowców również zatrudniała całe tysiące szpiegów i agentów tajnych.
Materjału palnego było zawsze dość na wysadzenie w powietrze bodajby Wielkiej Brytanji razem ze Szwecją i Holandją, — ale kolos wszechrosyjski trawił jeszcze doskonale te drobne „trudy“ panowania.
Cesarz Mikołaj II bywał najczęściej zamknięty na dwadzieścia spustów przez swych „tiełochranitielej“ (ciałochrońców), a sprawami, z góry do nieba wezwanej, duszy dziedzica korony Św. Włodzimierza najpomyślniej kierowała gromadka dworskiego duchowieństwa. W zimie, uciekał na Krym, do swych zacisznych willi. W lecie znów, uciekał na wyspy bałtyckie i „pływał“ otoczony całą flotą, trzymaną zresztą w przyzwoitem oddaleniu.
Podczas tych podróży morskich, spotykał się raz po raz ze swym ukochanym kuzynem, Wilhelmem II, i zasięgał bardzo często jego cennych rad i wskazówek, zwłaszcza odnośnie tem lepszego zamienienia Polaków na prawowitych Rosjan. Mikołaj II nie lubił podobno Wilhelma II, nie lubił ani jego przechwałek, ani jego pewności siebie, ani jego arogancji, ani jego cieknącego niepachnąco ucha i suchej rączki, — niemniej i jemu i carycy-Niemce imponował ten butny krewniak, jeżdżący po całym świecie, wszędzie gadający, wygrażający pięściami i cieszący się miłością swego niemieckiego ludu.
Wzamian tenże sam Mikołaj II miał całkowitą przyjaźń i wszystkie zachwyty dla wszystkich swych dalszych niemieckich krewnych, począwszy od rozmaitych Meklemburgów, Hessen-Darmstadtów, Saxen-Al-