Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piętno na Aleksandrze, musiał zniewieścić go, zepsuć, oswoić z życiem i użyciem zmysłowem. Aleksander I, na swoje szczęście, najmniej z braci był podobnym do ojca, a może najwięcej do matki, Marji Teodorówny, szkoda, że ciałem tylko. A że ta cesarzowa miała i głowę otwartą i prawą duszę, — świadczą bodaj napomnienia, które słała księciu Konstantemu na wieść, że cesarzewicz znów wojnę z żoną swą prowadzi i bryka zanadto.
— „Wierzaj mi, synu — pisała carowa — iż tylko istotne nasze cnoty mogą zniewolić nasz lud do wiary w nasze posłannictwo i wyższość, a taka wiara głęboka jest jedyną rękojmią spokoju i rozwoju państwa“.
Zasad tych nie wyznawał nikt zresztą, prócz Marji Teodorówny — ani przedtem ani potem. Nie wyznawał ich i Aleksander I, lecz ten miał ambicję wielką, miał sztukę zjednywania sobie ludzi, umiał zachwycać swą skromnością, umiał i śmiać się i płakać, i tęsknić i w obłokach szukać natchnienia.
Aleksander I był egzaltowanym i był marzycielskim w rzeczy samej. Był aktorem, na sekundę nie zapominającym, że ma obowiązek zachwycić widzów, był tym histrjonem, który, nawet porwany rolą, pamięta i o peruce, i o nalepionej brodzie, i o pudrze, trzymanym pod ręką, a mającym, w chwili bólu, twarz mu wybielić. Aleksander I niekiedy ulegał drgnieniom szlachetności i wspaniałomyślności, ale i w tych drgnieniach gonił za bengalskimi ogniami, przybierał pozy Cezarowe, czyniąc nadewszystko to, z czem mu było do twarzy.
Lecz i ten Aleksander I był promieniem, był błyskiem tęczowym w galerji ciemnych postaci wszechrosyjskich monarchów; był tem zbawczem światłem,