Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A więc, złagodzona już żywém odezwaniem się córki, rzekła p. Żulieta, czyń jak chcesz moje dziecko, ale pomyśl tylko wprzódy dobrze, aby ci to na złe nie wyszło...
— Niech mamcia będzie spokojną, już ja dobrze poznałam hrabiego i wiem doskonale, czem można go odstręczyć, a czem nie można...
Powstała z krzesła i stanęła przed lustrem. Prześlicznie dziś wyglądała w domowem ubraniu swem, które z grubego zimowego materyału sporządzone i pod samą szyję skromnie zapięte, ciemną swą barwą lepiej jeszcze uwydatniało przejrzystą białość jej cery i pyszny, popielaty odcień jej włosów. Pani Żulieta patrzała na córkę z prawdziwem zachwyceniem.
— Szkoda Delciu, ozwała się, żeś nie przypięła do włosów pąsowej kokardy, zamiast tej błękitnej... jesteś dziś trochę bladą i lepiejby ci było w kolorze pąsowym...
Delicya z figlarnym uśmiechem, odwróciła się od źwierciadła.
— Moja mamciu, rzekła, hrabia lubi nadewszystko kolor błękitny, jako godło skromności, czy tam stałości, nie pamiętam już dobrze; a od-