Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Czciciel Potęgi.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Patrz, patrz, Diloramie! jak dziwną postać przybrała teraz wielka bogini!
Diloram zwrócił spojrzenie w ukazywanym przez nią kierunku.
Od czasu gdy zaczęli rozmawiać z sobą, w przyrodzie zaszły zmiany, postępem dnia sprowadzone. Lekkie obłoki, białą krepą przedtem osłaniające niebo, zniknęły, a błękit jego pociemniał i zaiskrzył się od smug różowych, które z za kasztanowych wzgórz wytryskały. Powietrze stało się tak światłością łagodną napojonem, że w oddali wyraźnie rozpoznać się dawały olbrzymie kształty Tmolosa, jak białą chmurą zwieńczone śnieżystym szczytem, nad którym, nakształt ofiarnego dymu, zawisł lekki obłok ze złota i fioletu. Wszystkie te blaski były oznaką wejścia jutrzenki. Najszerszą zaś i najbogatszą smugą świateł poprzedniczka słońca oblała panujące nad całą równiną wyobrażenie Cybeli i dziwną istotnie nadała jej postać. Przedtem, w mglistem świtaniu, majaczyła ona tylko bielą swoich marmurów i ogromem kształtów; teraz, na tle poświęconego jej lasu oderznęła się z doskonałą wyrazistością linii i ich wyrazu. Ogromna, ciężka, z piersią tak olbrzymią, że wszyscy zda się śmiertelni zawisnąć u niej i po-