Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bracia.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prawie nic z mowy jego nie rozumiała, malował się jednak podziw nad mądrością szwagra; Rozalia słuchała z zajęciem, rozumiała wiele, choć nie wszystko, i była coraz widoczniej zachwycona gościem. Zenon nie promieniał już z uciechy i nie patrzył bratu w oczy, tak jak przy obiedzie, niemniej widać było, że cieszy się jego obecnością, uczonością, wesołością i tylko czasem markotniał, spuszczał powieki, i widać było, że odbiegał myślą od telegrafów podmorskich.
Po herbacie w bawialnym pokoju Wiktor zbliżył się do fortepianu.
— Pani jest muzykalną? — zapytał Rozalię.
Była muzykalna. Grywała wiele i z zamiłowaniem. Teraz także zasiadła do fortepianu. Wiktor usiadł przy niej i z głową opartą na ręku słuchał. Zenon przypatrywał się mu z kanapki, stojącej w kącie pokoju, i wydało mu się parę razy, że brat udaje pilnego słuchacza, a myśli wcale o czem innem, niż o muzyce. Dla niego talent muzyczny Rozalii bywał nieraz i przyjemnością wielką i smutkiem; bo ta osoba samowolna i niestała nie grywała wcale podówczas, gdy on potrzebował tego najwięcej, ale tylko wtedy, gdy sama grać chciała.
Czasem spędzał przy jej muzyce szare godziny, pełne uroku smętnego i myśli uciekających w kraje ideałów; ale daleko częściej, wtedy właśnie, gdy jego najmocniej gryzła nuda życia samotnego i kłopotliwego, i Rozalia była w złym humorze i za nic nie usiadłaby do fortepianu właśnie dlatego, aby nie okazać mu przez to swej życz-