Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bracia.djvu/059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pracując tak wiele i nad rzeczami tak ważnemi, nie miał pan pewnie czasu przypatrywać się naturze — grzecznie zauważyła Rozalia.
Gość zaprzeczył.
— Ej, nie, owszem, bywałem nieraz na wsi i za granicą w miejscowościach sławnych z piękności. Ale jakoś nie mam już tego zmysłu. Wzgórek, trawka i źródełko: oto dla mnie i cała natura. Większe, mniejsze, ale zawsze to samo: wzgórek, trawka i źródełko...
— Czy i morze wydaje ci się źródełkiem? — zapytał Zenon.
— Nudne! — zawołał Wiktor — ach, mój kochany, jaka to nudna rzecz to morze! Bywałem nieraz nad jego brzegami, pływałem po niem. Powiadam ci, że gdyby na parowcach nie było z kim grać w winta i czasem nie istniały anioły, w postaci dam ładnych i miłych, możnaby umrzeć z nudy. W dekoracyach teatralnych robi to wrażenie duże, ale w przyrodzie — woda, woda i woda! Co jest prawdziwie pięknem i zdumiewającem, to telegrafy podmorskie...
— Że są zdumiewające, na to zgoda — z trochą zniecierpliwienia przerwał Zenon — że bardzo pożyteczne, to także niezawodne, ale aby telegrafy jakiekolwiek mogły być pięknymi...
— Są nietylko piękne, lecz wprost cudowne! — zawołał Wiktor. — Nauka i przemysł dokonały w tym dziale cudu prawdziwego...
Zwróciwszy się do pań, zaczął wykładać im sposób urządzenia telegrafów podmorskich płynnie, obszernie i dość dostępnie. Na twarzy Sabiny, która