Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bracia.djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wiem, o jakich dobrych rzeczach mówisz — ze zmieszaniem wtrącił Zenon.
— Wszelkiego rodzaju, mój drogi, o wszelkiego rodzaju dobrych rzeczach: rozrywkach, przyjemnościach, wesołości, a szczególniej o najlepszej ze wszystkich, którą jest miłość. Tylko mając szkatułę pełną, można pozwalać sobie na te wszystkie zbytki, zwłaszcza na ostatni, który we wszelkich znaczeniach i pojęciach był zawsze i będzie najdroższym!...
Mówiąc o miłości, rzucił spojrzenie na Rozalię, która żartobliwie zauważyła:
— Szwagier mój jest wogóle nieprzyjacielem zbytków wszelkich...
Wiktor obrócił się do brata i w twarz mu popatrzał.
— Co? Ty nieprzyjacielem zbytków? Ex-artysta? Nie wierzę! A co wyrabiałeś w Monachium, a? pamiętasz? Ale o tem teraz mówić nie wolno.
Filuternie spojrzał na Sabinę, która zmieszała się ogromnie. Zenon trochę spochmurniał, ale, usiłując dostroić się do tonu brata, żartobliwie odpowiedział:
— Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. To są dawne historye, a od lat już wielu...
— Od lat już wielu zostałeś trapistą![1] cha, cha, cha!

Śmiejąc się, objął ramieniem szyję brata i ucałował go w oba policzki. Przytem mówił:

  1. Zakonnik bardzo surowej reguły, nakazującej milczenie, pracę i umartwienie.