Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cie chodzącym. Oczy jej tylko zawsze pięknym szafirem świecą, a włosy takie same, jak u ciebie, złotem płyną około policzków, na których gorączka pieczęcie ognistych rumieńców wypaliła ...
— O, Jezu! — westchnęła Anastazya.
A Józefa mówiła dalej:
— Syn, Stefek, gdy wchodziłam, za piec schował się przedemną, bo przyodziewku nie ma takiego, w którymby mógł przystojnie oczom ludzkim się pokazać, za piecem zaś, w którym nic ani warzyło się, ani piekło, kaszlał tak, że słuchającego bóle zdjąć mogły...
— O, Jezu! — jęknęła znowu Anastazya, a pan Cyryak z posępnością w głosie wyrzekł:
— Dzieci niewinne za grzechy rodziców pokutują.
— Otóż to — potwierdziła Józefa: — niewinne. Dzieci niewinne. Ale i rodzicom niktby doli pozazdrościć nie mógł. Jak z krzyża zdjęci oboje, a sama Piszczałkowa, to choć otyłości pozbyć się nie może, przecież jakby spuchła, jakby żółcią nalana wygląda, i przy każdem wspomnieniu o zmarłych dzieciach płacze, a te, co żyją jeszcze, za ręce, albo za odzież porywa, jakby je od spadnięcia z tej ziemi strzymywać chciała.
— O, Jezu! — wykrzyknęła Anastazya i oczy