Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Miał zostać w nędznéj mieścinie
Co podobna do okrętów
Na morzu rospaczy ginie:
Gdyby ten jeden o Panie
Ranny wołał sakramentów?        580
Rękę swoję kładł na ranie,
Głowę zwiędniałą pokłonił,
I tchu duchowego bronił
Z rospaczą w zawrotnéj głowie:
Aż Pan Bóg przyjdzie i powie        585
Słowo ostatniéj pociechy:
„Przebaczone ci są grzechy!
„Duszo święta wychodź z ciała“
Gdyby jeden został taki
Najlichszy między żebraki,        590
Pańska by przy nim została
Myśl i miłość pańska przy nim. —
A myż co, mój xięże, czynim
My, co o jutrze nie wiemy,
A tu grzeszni zostajemy        595
Aby tego jutra dożyć:
Gotowi żywot położyć,
Nakryć się prochu mogiłą,
Ducha oddać w ogniu, w dymie,
Byle się tylko święciło        600
Przenajświętsze Boga imie
W obliczu świata i szyków,
Nad trupami schyzmatyków:
Byle hostje krwią rumiane
Wilgotne naszeni łzami        605
I w niebo exaltowane
Drżącemi rannych rękami,
Exaltowane i drżące,
Póki stanie mocy w kóściach,
Święciły na wysokościach        610
Ludom, jak pełne miesiące
Pośród pożarnych płomieni. —
A gdy na to odważeni
Zostajemy tu na rzezie,
Ty myślisz? ojcze wielebny,        615