Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
DON HENRYK.

Witaj mój bracie!...        100

Stawiają trumnę... Wchodzi KRÓL i uniża się do nóg Alfonsowi, który go podnosi z ziemi. — Wchodzą DON ŻUAN, BRYTASZ, NIEWOLNICY.
DON ŻUAN.

A mnież nie powitacie?

ALFONS.

Witaj Don Żuanie stary?
Dobry nam zdajesz rachunek
Z opieki...

DON ŻUAN.

Prowadzę mary –
Póki żył, każdy frasunek        105
Podzieliłem z nim i nędzę...
A teraz (od łez mi ciemno!)
Oto on poszedł przedemną.
Ale ja go tam dopędzę,
Dopędzę...

ALFONS (Obracając się ku trumnie.)

Wuju mój drogi!        110
Fernandzie, pochodnio świata!
Na twoje ręce i nogi,
Jako na święte stygmata
Kładę usta... i tę mroźną
Dłoń, ściskam w królewskiej dłoni..        115
A choć przyszedłem zapoźno,
Miłość moja się wyłoni
W pośmiertnéj dla ciebie cześci;
I z mojej wielkiéj boleści
Wielkie, ze złotemi czoły,        120
Wstaną dla ciebie kościoły.
Bowiem po śmierci się jasno
I przyjaźń ludzka pokaże. –
Królu, a tobie zaś w darze
Oddając twą córkę własną,        125
Oddaję też Tarudanta.
Ale przez pamięć Infanta,
Któremu Mulej był miły,