Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/093

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jako taki odpowiadam
Na to, co Pana obraża,        220
I rani. – Powiedz odemnie
Alfonsowi, jego rzeszy,
Niechaj się na pola śpieszy.
Bo nim się w blasku lazurze
Jutrzenki pokażą róże,        225
I ozłocą wschodnie chmury:
Na ziemi będą purpury.

ALFONS.

Gdybyś ku nam się podźwignął
Przez jaki wielki uczynek,
Może by tu pojedynek        230
Tę całą sprawę rozstrzygnął.
I tak, rzecz niech z nami stanie,
Niech Tarudant krwi nie skąpi,
Niech wasz Król przyjmie wyzwanie:
A ja w tém że mój wystąpi!        235

TARUDANT.

Kłamiesz król się twój przelęknie.
Tarudant placu dotrzyma.

ALFONS.

Więc na pole...

TARUDANT.

Aż krwią zmięknie...

ALFONS.

Aż krew wytryśnie oczyma
Będę patrzał czy przybędziesz?        240

TARUDANT.

I nie długo patrzeć będziesz
Bo ja piorun.

ALFONS.

Jam obłokiem!

TARUDANT.

A ja piorunowym smokiem!