Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jaka proszę mi jasność w żebraku?
Jasność!? – Jestem ci równy kollego,
I ty teraz traktuj jak równego,        75
I wy wszyscy traktujcie jak brata.

DON ŻUAN.

Czemuż piorun mie w proch nie obróci!
Czemuż czaszki mi grom nie rozpłata!

DON FERNAND.

Don Żuanie, to serdecznie mię smuci
Że utrzymać nie umiesz powagi        80
Jako szlachcie... i potępiam te żywość.
Bo zwątpiłeś w nieba sprawiedliwość;
A tu trzeba spokojnéj odwagi
Ufającej.

Wchodzi ZARA z koszykiem.
ZARA.

Chodźcie tu niewolniki,
Fenix, moja Pani, prosi        85
Ażebyście te koszyki
Napełmili kwiatami.

DON FERNAND (Biorąc koszyk.)

Ja pierwszy
Będę kosił je tak, jak śmierć kosi.

NIEWOLNIK.

Idźmy tam gdzie ogród szerszy.

ZARA.

Ja z ganku patrzę za wami,        90
Jak chodzicie za kwiatami
I polewacie je łzami.

DON FERNAND (Do niewolników.)

A wy bez tych już poklonów
Bracia moi ukochani,
Losem my już porównani;        95
A jeszcze Królowa zgonów
Jutro we drzwi zakołace,
Szczerszą równość postanowi: