Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I stąd idą moje smutki,
Stąd płynie mój żal ogromny;        170
Bo ją z drugim zaręczyli,
Kiedym ja był nieprzytomny.
Teraz powiedz, czym szaleniec
Że klnę fortunie bogini?
Tamten jest wolny – jam jeniec!        175
Jam jest daleko – on przy niej!

DON FERNAND.

Szlachetny Maurytańczyku,
Dobrze mi smutki wykładasz.
Jeśli tak kochasz – jak gadasz?
Tak cierpisz? – jak w serca krzyku        180
Słychać gdy boleść malujesz;
Jeśli tak z ognia usychasz?
Ach! i tak tęsknisz? jak wzdychasz;
Ach! i tak wzdychasz? jak czujesz;
Widzę że wiernie miłujesz.        185
Wiec honorowi nie skłamię,
Wodzu Maurytańskich galer.
Idź, i powiedz swojéj damie,
Że Portugalski kawaler
Przysłał cię za niewolnika.        190
A ją ci daję za Pana.
A jeśli obligowana,
(Bo to dziewice serce łechce)
Skarby swoje poodmyka,
I płacić za ciebie mi zechce?        195
Ten okup weź Maurze młody,
Bo będzie wielki jak sądzę;
Zmień na miłości pieniądze,
I miéj z niego wieczyste dochody,
A teraz jedź mi szczęśliwie,        200
Oto koń twój własny wraca.
Ja wiem że kto kocha tkliwie
Temu czas płynie leniwie;
Więc ci czasu, Arabie, ukraca
Moja miłość; a ty się nie zmuszaj,        205
Siadaj na koń rycerzu, i ruszaj.