Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
DON ŻUAN.

Xiążeta,
Kiedym wasze wypełniał rozkazy;
Tam gdzie góra w luk zagięta
Łamie się w piętra dwa razy;        75
Usłyszałem, w strasznéj wrzawie,
Pod nieba strefą niebieską,
Zlatującą konnicę Fezką...
Zdawało się że żórawie,
Na Pigmeów w wielkim gniewie,        80
Szary klucz na niebie klecą...
Ziemia nie wie i wiatr nie wie,
Czy oni biegną, czy lecą.

DON FERNAND.

Idźmy powitać te wrogi.
Niech strzelce staną na czoło.        85
Siodłać konie, a wesoło!
Wdziać kolezugi – od głów do nogi
Zbroić się i stawać w szyku! –
O szczęśliwy dzień Henryku,
Zwycięztwo nam w ręce dane.        90

DON HENRYK.

Ja twój brat przy tobie stane,
Piersi także mam niezłomne,
O strasznych wróżbach zapomnę,
I pokażę że śnierć mię nie trwoży.

(Wychodzą i słychać odgłos walki.)
BRYTASZ (Sam.)

A ja tam gdzie śmierć się sroży        95
Nie pójdę... w każdym hazardzie
Ja stoje na arjergardzie,
I wulkan ze mnie wybucha. –

(Patrząc na walkę.)

Ach jaka tam zawierucha!
Jaki blask, jaki bój srogi!...        100
Niech się biją – a ja w nogi! –

(Ucieka.)