Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/653

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Albo piętnastu.
— A ilu zmiażdżyliśmy?
— Ośmiu czy dziesięciu.
— Sami zaś nie otrzymaliśmy najdrobniejszej nawet rany. Ale cóż to, d’Artagnanie? co ci się stało? twoja ręka krwawi? — Drobnostka — odparł d’Artagnan.
— Dosięgła cię może jakaś zabłąkana kula?
— Bynajmniej.
— Więc cóż się stało?
Wspominaliśmy już, że Atos kochał d’Artagnana, jak syna; ponury ten i twardy człowiek okazywał niekiedy młodzieńcowi iście rodzicielską czułość.
— Drobne zadraśnięcie — odpowiedział d’Artagnan. — Ręka dostała się pomiędzy kamienie, i pierścień, a właściwie dyament, przeciął mi skórę.
— Otóż widzisz, mój panie, jaką to odnosi się korzyść, strojąc ręce dyamentami — rzekł pogardliwie Atos.
— Jakto? — zawołał Portos, — posiada dyament i uskarża się na brak pieniędzy?
— Prawda! — zauważył Aramis.
— Nareszcie i Portos poddaje nam dobrą myśl — dodał Atos.
— Oczywiście — mówił Portos, zadowolony z pochwały. — Skoro posiada dyament, niech go spienięży.
— Ależ to dyament od królowej! — bronił się d’Artagnan.
— Tem bardziej — rzekł Atos. — Niema nic słuszniejszego, jak to, że królowa ocala księcia Buckinghamskiego, swego kochanka; niema nic moralniejszego, że królowa ocala nas, swoich przyjaciół... Trzeba sprzedać dyament. Jak się na to zapatruje ksiądz dobrodziej? Nie pytam Portosa o zdanie, bo już je wyraził.
— Myślę — oświadczył Aramis, rumieniąc się, — że, skoro pierścień ten nie pochodzi od kochanki i nie jest zakładem miłości, posiada on jedynie wartość pieniężną.
— Mój drogi, przemawiasz, jak uosobiona teologia. Więc twojem zdaniem?...
— Należy sprzedać pierścień — odpowiedział Aramis.