Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/652

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wnet jednak zabrzmiała druga salwa, i trzy kule ugodziły w serwetę sztandaru, dziurawiąc ją nawylot, a z obozu zaczęto wołać:
— Schodź prędzej! Schodź prędzej!
Atos zeszedł szczęśliwie, witany radośnie przez oczekujących nań z zaniepokojeniem towarzyszów.
— Chodźmy, Atosie! — przynaglał d’Artagnan, — spieszmy się, spieszmy! Byłoby nierozwagą pozwolić się zabić teraz, gdy już znaleźliśmy rozwiązanie wszystkiego, prócz... kwestyi pieniężnej.
Ale Atos, mimo nalegań swych towarzyszów, nie spieszył zbytnio, zachowując całą swą powagę, — więc trzej jego przyjaciele, przekonawszy się, że nie zmuszą go do pospiechu, dostosowali do niego kroki swoje.
Natomiast Grimaud, niosący koszyk, nie marudził i był już w tej chwili poza obrębem strzałów nieprzyjacielskich.
Po upływie chwili przyjaciele nasi usłyszeli niezwykłą strzelaninę; Rochelczycy dawali salwę po salwie.
— Cóż to znaczy? — pytał Portos, — do czego, a raczej do kogo oni strzelają?
— Do naszych truposzów — objaśnił Atos.
— Poco? przecie trupy nie odpowiadają im na ogień.
— Oczywiście. To też, spostrzegłszy się, przyjdą do wniosku, że to zasadzka, zaczną się naradzać, wyślą parlamentarza, a gdy wreszcie przekonają się, że padli jedynie ofiarą żartu, my będziemy już dawno poza obrębem strzałów. Oto, dlaczego niema powodu przyspieszać kroku, narażając się na rozedmę płuc.
— Ach! pojmuję teraz! — zawołał Portos z zachwytem.
— No, to całe szczęście! — zauważył Atos, wzruszając ramionami.
Francuzi, ujrzawszy powracających czterech naszych zuchów, wydawali na ich cześć głośne okrzyki. Lecz wrzawę tę przygłuszyła nagle nowa salwa, i tym razem przyjaciele nasi posłyszeli świst kul koło swych uszu, a gdy się obejrzeli, forteczka już roiła się od Rochelczyków.
— Bardzo niezdarni wojownicy — zauważył Atos. — Iluż to zabiliśmy? dwunastu?