Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozumiejąc. Oddała mu zawinięte w węzełku pieniądze.
— Masz oto na twoje potrzeby, a gdy ci zabraknie, przyślę ci więcej. Dostanę, chociażby z pod ziemi tyle, abyś mógł skończyć nauki, a może pożyczy mi który z tych dżentelmenów, pamiętasz, ci dwaj, którzy byli u nas wtedy, gdy znaleziono młodego Harmona.
Karolek, który już stał na progu, odwrócił się, a twarz jego zmieniła się dziwnie. Przybrała wyraz twardy, zły, mściwy, odbiły się na niej w tej chwili wszystkie złe uczucia, nagromadzone na dnie duszy.
— Nie chcę, abyś przyjmowała pieniądze od niego.
— Od kogo?
— Od tego, który się nazywa Wrayburn. Niecierpię tego człowieka.
— Nie znasz go przecie.
Przy tych słowach twarz Lizy pokryła się ciemnym rumieńcem. Brat jej wyszedł, zamknęła drzwi za nim. Robiło się coraz jaśniej, był już biały dzień, gdy Gaffer przybił do brzegu ze swojem czółnem.
Liza widziała go przez okno i wyszła na jego spotkanie. Nad rzeką znajdowało się już kilkanaście istot ziemnowodnych, spędzających tu dnie całe.
Byli to nędzarze nadbrzeżni, którzy umieli w jakiś nadprzyrodzony sposób zdobywać tu sobie środki do życia. Szeptali coś do siebie na widok