Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Napij się wpierw herbaty, Karolku, to ci wszystko powiem,
— Co znaczy ten tlómoczek? — pytał jeszcze chłopak, który zaczął się czegoś domyślać,
— To dla ciebie, bracie. Słuchaj mnie, mój drogi, przyszło mi do głowy, że dziś właśnie musisz odejść. Wiesz przecie oddawna, że tak być musi. Będzie ci lepiej daleko od nas, a zresztą będziesz robił postępy, nieprawdaż?
Na pozór nic nie zdradzało jej wzruszenia i niktby się nie domyślił, ile ją kosztuje to rozstanie.
Chłopak sposępniał, bo, mimo samolubstwa, stanowiącego tło jego charakteru, był szczerze przywiązany do siostry.
— No, prawdę mówiąc, wypędzasz mnie stąd bez ceremonii.
— Tak, tak, wypędzam, nie mam serca i chcę się ciebie pozbyć.
Wypowiedziała te słowa napozór spokojnie, a przecież, gdy Karolek przybiegł do niej i objął ją rękoma, nie wstrzymała się od łez.
— Nie płacz, Lizo, nie płacz, ja wiem, że to dla mego dobra. Będę się dobrze uczył, nie będziesz się za mnie wstydziła.
Ale ona zatrzymała go jeszcze.
— Słuchaj — rzekła do niego — bardzo być może, że usłyszysz coś złego o naszym ojcu, pamiętaj, że to będzie fałsz i nie wierz w to nigdy, przyrzeknij mi, że nie będziesz w to wierzył.
Chłopak patrzył na nią zdziwiony, nie wiele