Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/807

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

telitów, którzy wpierw czaili się w sieniach i przedpokoju i spoglądał na Bellę, podnosząc ze zdumieniem brwi, jakby oczekując czegoś od niej. Bella, bardzo jeszcze zmieszana, nie śmiała prawie spojrzeć na niego i dała się wsadzić do dorożki, która zawiozła ją w jakieś miejsca nieznane. Było to nad rzeką. Wśród nędznych na pół rozwalonych domostw wyróżniał się schludny budynek z kolorową latarnią, który był, jak się okazało, posterunkiem policyjnym.
— Nie wejdziemy tam chyba Johnie — spytała cicho Bella.
— Owszem droga, ale też wyjdziemy równie łatwo, jakeśmy weszli...
Biuro policyjne wyglądało zupełnie tak samo, jak w chwili znalezienia zwłok Harmona. Ściany wybielone wapnem, biurko urzędowe, a na niem księga urzędowa, za ścianą ryczała nawet tak samo, jak wtedy, pijana kobieta, uwięziona czasowo. Pan inspektor przysunął dwa krzesła do ognia i zaprosił państwa Rokesmith, by usiedli, sam zaś wyszedł, chcąc, jak powiedział, dowiedzieć się, jak rzeczy stoją. Powrócił jednak wkrótce i prosił państwa Rokesmith, by przeszli wraz z nim tuż obok do pewnej gospody. Bella, nie rozumiejąc nic z tego, stąpała jak we śnie i znalazła się wraz z mężem w małym trójkątnym pokoiku, przytykającym do baru.
— Raczcie tu państwo pozostać — rzekł inspektor — ja zaś idę do baru, a skoro wypowiem słowa „stwierdzenia tożsamości“, pan zechce otworzyć drzwi i stanąć w nich.