Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/803

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tu Bella, zaniepokojona, chwyciła męża za rękę i przycisnęła się do jego ramienia.
— Nie lękaj się — rzekł — pan Lightwood zrozumie, że niema powodu nam towarzyszyć, ja przynajmniej mam szczery zamiar pożegnać go natychmiast.
— A jednak panie... — zaczął Mortimer.
— Wracamy do domu — przerwał mu John — i będę miał zaszczyt czekać na pana u siebie jutro do południa.
Bella była zatrwożona, ale nie pytała o nic.
Dopiero gdy wrócili do domu mąż jej rzekł:
— Czy nie chcesz wiedzieć, jakie nazwisko nosiłem, gdy mnie widział ten adwokat?
— Rozumie się, że byłam bardzo ciekawa, ale czekałam, abyś mi sam powiedział,
Gdyby zachwiała się w swem postanowieniu, utwierdziłoby ją w niem tryumfujące spojrzenie Johna.
— Wszystko wyjaśni się wkrótce i nie grozi mi nic poważnego.
— Czy tylko z pewnością, Johnie?
— Najpewniej. Co więcej, mam sumienie spokojne i nie wyrządziłem nikomu krzywdy. Czy mam ci na to przysiądz?
— Co? mnie? — oburzyła się Bella, kładąc mu rączkę na ustach.
— A przecież posądzają mnie (tylko się nie zlęknij) o udział w morderstwie Johna Harmona.
— Jak śmią? Jak oni śmią?
Spojrzała na niego z miłością i opasała mu