Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/797

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Proszę, pójdź pani do kuchni, znajdzie tam pani w szufladzie szarą bibułę a ocet na półce.
— Raz, dwa, trzy, trzeba będzie przyłożyć przynajmniej 6 plastrów — liczyła Jenny.
— Piecze mnie to, jakby ich było 60 — jęczał Fledgeby.
— W samej rzeczy, musi to pana porządnie piec — potwierdziła Jenny, która w czasie tych oględzin nie mogła się wstrzymać od gestu, naśladującego skrobanie marchewki za plecami swego pacyenta.
Następnie udała się do kuchni z nożyczkami w ręku i wystrzygła sumiennie sześć sporych plastrów z szarej bibuły, które potem zamoczyła w occie. Tu na nieszczęście Fledgebyego wzrok jej napotkał solniczkę, w której znajdował się tylko pieprz.
— Odrobina pieprzu nie zawadziłaby — zadecydowała w duchu miss Wren — troszeczkę, malutką krzynkę.
Powziąwszy ten zamiar, sięgnęła po szczyptę i lekko, leciusieńko posypała parę większych plastrów, a powróciwszy do pokoju Fledgebyego, obłożyła mu plecy tak skombinowanym kompresem i pomogła mu włożyć turecki szlafrok.
— Lepiej panu teraz, mój młody panie? — spytała potem.
— Nie, nie, wcale mi nie lepiej, piecze mnie tak samo a może jeszcze gorzej — odparł Fledgeby.
— W takim razie niema co mówić dziś o in-