Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/770

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bo też nie było czasu na dłuższe pisanie. Chodzi tu o mego przyjaciela Eugeniusza Wrayburne, który jest umierający.
— Wielki Boże! — zawołała modniarka lalek.
— Tak jest, pani, zamordowano go ukradkiem w nocy o parę mil od Londynu. Czuwam przy nim wraz z Lizą, bo żyliśmy z sobą jak bracia. Wybacz pani, lecz nie mogę o tem mówić bez łzy. Umrze być może za chwilę, jest bezprzytomny, ale wymówił pani imię — jest to może ostatnie jego życzenie, przyjechałem więc po panią.
W. parę chwil potem Jenny Wren wzięła okrycie i kapelusz i wyruszyła do Londynu wraz z Mortimerem pocztową bryką. Od tego czasu siedziała nieprzerwanie przy konającym. Ten był wciąż nieprzytomny, nie poruszał się wcale. Parę razy zmarszczył tylko nieznacznie brwi, jak ktoś, co dziwi się lub gniewa, otworzył raz oczy, w których nie było żadnego przebłysku myśli. Trzy osoby pracowały nad przywróceniem mu przytomności, doktór, Liza i Mortimer, prócz tego Jenny siedziała obok łóżka, szyjąc. Liza rozpuściła jej wspaniałe włosy w nadziei, że obudzi to w rannym jakieś wspomnienia. W tymże celu Jenny nuciła niekiedy piosenki, które Eugeniusz znał z dawnych u niej wizyt.
Wszystko to nie zdało się na nic, chory nie widział jej, nie poznawał, nie zdawał sobie sprawy z jej obecności.
Czwartego dnia dopiero Eugeniusz wymówił dość wyraźnie imię przyjaciela.
— Jestem tu, mój drogi — wyrzekł Morti-