Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/752

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mnie masz, czy tak samo czułabyś do mnie nienawiść?
— Panie! — zawołała z wyrzutem Liza — pan przecież wie.
— A więc, czy byłbym ci wówczas tak samo, jak dziś, obojętny?
W głosie jej, twarzy, w całej postawie było nieme błaganie, by nie zmuszał jej do wypowiedzenia tego, co czuła, ale on był nieubłagany i chciał słyszeć wszystko z jej ust.
— Jeśli to prawda, że nie jestem ci obojętny, powiedz, cobyś zrobiła, gdybyś uważała mnie za równego sobie.
— Pan mnie równy? Ależ w takim razie nie byłbyś pan sobą. Cóż stałoby się wtedy z mojemi wspomnieniami? Gdzie byłby ten wieczór, gdy pan spojrzał na mnie po raz pierwszy, i ta dobroć, jaką mi pan okazał po śmierci ojca, i te wieczory w mieszkaniu Jenny, i moja nauka, za którą byłam panu tak wdzięczna, bo myślałam z początku, że pan jest bardzo dobry, skoro się pan tak o mnie troszczy.
— A więc miałaś mnie z początku za dobrego, a potem za złego człowieka?
— Ja tego nie powiedziałam, a tylko z początku czułam się dumna z tego wyróżnienia, jakie mi pan okazywał, pan, tak różny od wszystkich ludzi, którzy mnie otaczali, ale potem zrozumiałam, że lepiejby dla mnie było nie spotkać pana wcale.
Dlaczego?
— Bo — odparła, spuszczając głowę — wie-