Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ną otchłanią, w której, prócz świecy palącej się na oknie, błyskał jeszcze jeden punkt świetlny daleko w głębi podłużnej izby. Punktem tym była druga świeca, zatknięta w lichtarzu, stojącym na ladzie. Blask jej padał na bladą, znużoną twarz, uwieńczoną pióropuszem rudych włosów.
— Dobry wieczór, panie Wenus — rzekł, wchodząc Silas Wegg — czy poznaje mnie pan?
Ruda czupryna poruszyła się, a blada twarz spojrzała na niego znużonemi oczyma.
— Tak, owszem, przypominam sobie.
— Jestem Silas Wegg.
— Wiem już, wiem, amputacya w szpitalu, drewniana noga, siadaj pan i zagrzej się.
Silas Wegg usiadł na przewróconej pace, stojącej niedaleko małego piecyka. Odetchnął, wciągając w siebie powietrze sklepiku, które było mieszaniną wyziewów skóry, tłuszczu, pierza, kleju, gumy i piwnicznej stęchlizny.
— Napijesz się pan ze mną herbaty? — zaproponował gospodarz.
Wegg nie odmawiał nic z zasady, zgodził się więc i na to. Ciemność, panująca w sklepie, nie pozwoliła mu zdać sobie sprawy, skąd Wenus wydobył drugą filiżankę, stawiając mu ją prawie pod nosem.
Równocześnie zauważył ładnego, wypchanego ptaszka, pochylonego dzióbkiem nad spodkiem gospodarza. Co więcej, oczy jego, oswajając się z ciemnością, poczyniły stopniowo cały szereg odkryć: a więc dziecko hinduskie, przechowane w spi-