Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/713

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiek wtajemniczony, mimo, że go nikt o to nie prosił. Trzeba też widzieć, jakim gestem odsuwa resztę służby, jako jedynie dopuszczony do sekretu, którego mu przecie nikt nie zwierzył. Mimo to, jeden z chłopaków, chudy wyrostek na cienkich nogach, widocznie romantyczny, a nie wdrożony w zawodowe wybiegi, stawia nagle przy talerzu Belli szklankę z wodą, a w niej gałązkę pomarańczowego kwiatu, niewiedzieć zkąd uszczkniętą.
Dygnitarz restauracyi odpycha łokciem intruza i wyklina, skazując go na wygnanie.
— Państwo wybaczą! — mówi — ale to jeszcze bardzo młody chłopak, któregośmy przyjęli z litości. Wątpię też, żeby się kiedy wyrobił.
Rzekłszy te słowa, dygnitarz wychodzi z ukłonem, a gdy znikł za drzwiami, John i Bella wybuchają śmiechem.
— Odgadują mnie wszyscy — mówi Bella — to dlatego, że mi szczęście z oczu patrzy.
John otwiera ramiona, w które żona jego chroni się posłusznie, wychylając tylko główkę w stronę Pa.
— Pamiętasz, Pa, jakeśmy tu gwarzyli o okrętach, rzecz dziwna, żeśmy nie wiedzieli wtedy, że na jednym z nich przypłynie do nas John.
— To trudno, moje dziecko, skądże możemy wiedzieć, co przynoszą nam okręty, płynące z krajów nieznanych.
Bella umilkła nagle zamyślona, Rumty dogryzał powoli deser, uprzytomniwszy sobie, że trzeba mu będzie wkrótce powracać do domu.
— Byłoby grzechem — rzekł w końcu — gdy-