Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/711

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kiego, co go w niemały wprawia kłopot. Następnie wsiadają wszyscy troje do ładnego powoziku i przejeżdżają się między drzewami, ciesząc się pięknym rankiem. Spotykają po drodze weterana-mruka.
— Ach, to pan, drogi panie, jakże się cieszę, że pana widzimy.
Stary wilk morski podnosi się na swych dwóch drewnianych nogach i kłania się z galanteryą i życzy wszystkiego dobrego młodej pani, on, mruk z dębowem sercem.
I chciałby powiedzieć jej jeszcze, że życzy jej pomyślnego wiatru i jasnej pogody na falach życia. Stary marynarz stoi z głową odkrytą, z włosami siwymi, rozwianymi od wiatru, i powiewa kapeluszem na cześć Belli, jakby to ona wyprawić go miała na daleką żeglugę po błękitach mórz.
— Dziękuję panu, jestem bardzo szczęśliwa, a i panu życzę wiele, wiele szczęścia.
— Daj mi pani twą rączkę, a życzenie twe spełni się.
Rączka wyciąga się ku zobopólnej radości, a w dniu tym stary weteran inwalida czuje się zdolny do wstąpienia choćby na gniazdo bocianie ku zawstydzeniu chłopca okrętowego. Młoda para ma jeszcze przed sobą obiad weselny, który czeka na nich w tym samym gabinecie z werandą, gdzie zajadała go kiedyś Bella w towarzystwie swego Pa. Młoda pani siada pomiędzy mężem a ojcem, dzieląc pomiędzy nich swoje względy; czuje się wszelako w obowiązku przypomnieć niekiedy drogiemu Pa, że już do niego nie należy.