Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/701

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Boże wielki, za cóż mnie tak dręczycie — westchnął żałośnie śmieciarz. — Niech będzie zresztą, jak żądacie. Chcę, abyście wyświadczyli mi tę łaskę, o ile wszakże testament jest ważny.
— Niech cię o to głowa nie boli, pokażemy ci go — zaśmiał się Silas, rzucając gwałtownie głową, jakby chciał bodnąć swego chlebodawcę. — Wpierw jednak pomówimy o warunkach.
— Mówcie więc — jęknął spadkobierca.
— Słuchaj więc, masz tu wóz i przewóz. Podzielisz cały majątek na trzy równe części, jedna z nich pozostanie przy tobie, a dwie przypadną w udziale mnie i panu Wenus.
— Zarzynasz mnie — zawołał z rozpaczą biedny śmieciarz.
— Czekaj, to jeszcze nie wszystko; przejadłeś już dosyć tych pieniędzy na własny rachunek, musisz nam je teraz zwrócić.
— To za wiele — szepnął Wenus.
— A prócz tego, ja sam pilnować będę rozkopywania pagórków, bo się tam może znaleźć niejedna cenna rzecz. Czy myślisz, żeśmy nie dostrzegli tej butelki, którą wynosiłeś stąd sekretnie pewnego wieczora.
— To była moja własność, którą sam zakopałem.
— A co w niej było?
— Nic ważnego.
— Wiedziałem z góry, że się będziesz wykręcał, to też bez długiego targu oceniam ją na tysiąc funtów, które nam osobno wypłacisz.