Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/659

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie masz wyobrażenia, jakiem potwornem stworzeniem stałabym się, gdyby nie on, który mnie uratował.
— Gdybyś pan wiedział, jakie ofiary poniosła, ile poświęciła dla mnie.
— Moja droga Bello — rzekł Rumty tonem żałośnie patetycznym — mój drogi Johnie, jeśli pozwolisz mi się tak nazywać.
Ja ci pozwałam na to w jego imieniu, Pa, bo moja wola jest dla niego prawem, nieprawdaż Johnie?
Słowa te wyrzekła ładna miss z taką mieszaniną nieśmiałej dumy i serdecznego wdzięku, że John Rokesmith widział się zmuszony porwać ją znów w objęcia i przycisnąć do serca.
— Moi drodzy — zauważył Rumty — gdybyście zechcieli usiąść przy mnie, jedno z prawej, drugie z lewej strony, moglibyśmy pomówić z sobą trochę porządniej i jaśniej. John wspomniał przed chwilą, że nie ma wcale stanowiska.
— Bo nie ma go, Pa
— Żadnego — potwierdził Rokesmith.
— Wnoszę z tego — mówił dalej — że mu siał się rozstać z państwem Boffen.
— Tak jest, Pa, a co więcej...
— Czekaj, dziecko, pozwól mi skończyć. Zatem pan Boffen nie obszedł się z nim, jak powinien.
— Obszedł się z nim haniebnie, Pa.
— Co widząc, pewna panienka, którą obaj znamy, przekonała się, że nie jest w stanie zaprzedać za złoto wewnętrznego swego poczucia dobra zła, fałszu i prawdy, czy tak?