Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/618

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Spełniam tylko cudze rozkazy — odparł Riah. — Nie ja tu przecie decyduję.
— Ho! ho! Znane sztuczki, zwykła zwrotka, którą powtarzają wszyscy lichwiarze. Rozumiem, że ścigacie sądownie swych dłużników, do czego macie prawo, ale po co mydlić nam oczy jakimiś wybiegami. Pomówmy zresztą o czem innem. Oto jest pan Twemlow, który ma także u was jakąś należytość.
Riah skłonił się poważnie, na co biedny pan Twemlow odpowiedział także trwożnym ukłonem.
— Widziałeś pan sam — rzekł do niego Fledgeby — jak mi się źle powiodło w sprawie tych biednych Lammie, mam też bardzo mało nadziei. Ale posłuchaj mnie, panie Riah. Ten pan płacił dotąd regularnie wszystkie procenty i raty, pocóż więc egzekwować nagle od niego całą sumę. Czy nie mógłbyś okazać się w tym wypadku choć odrobinę uczynniejszy?
Riah spojrzał znów pytająco w oczy swego władcy.
— Ten pan jest moim krewnym, nie powinieneś go prześladować za to, że, jak przystało na dobrego szlachcica, miał zawsze pogardę dla finansowych interesów.
— Przepraszam — przerwał mały dżentlmen — nie mam wcale pogardy dla tych spraw, byłaby to przecie z mej strony śmieszna pretensyonalność.
— Słyszysz, panie Riah, z jaką godnością mówi o tej sprawie pan Twemlow. No i mam nadzieję, że tym jednym razem zrobisz wyjątek i pozwolisz na małą przynajmniej zwłokę.