Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/584

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zajmował się czemś tak, jak tem jej zniknięciem. Sądzisz więc, że ona mnie naprawdę zajmuje?
— Przecież to ja pytałem cię o to?
— Słyszałem i owszem, a tylko widzisz, nie umiem ci odpowiedzieć i dlatego właśnie odwróciłem pytanie.
— Ale powiedz mi sam, co z tego wszystkiego wyniknie.
— Przewidywać coś z góry, to nie moja specyalność. Pamiętasz, jak w gimnazyum uczyłem się zawsze lekcyi w ostatniej chwili, nie troszcząc się wcale o to, co zadane było na dzień następny. Tak samo w stosunku moim do Lizy, wiem tylko, że pragnę ją odnaleźć za wszelką cenę i że tego dokażę uczciwą, czy nieuczciwą drogą. Skoro to nastąpi, wtedy dopiero dowiem się, jakich uczuć doświadczę w owej chwili, dziś zaś jest całkiem przedwczesne zadawać mi to pytanie.
Mortimer przyjmował te zwierzenia, kiwając sceptycznie głową, gdy wtem ktoś zadzwonił w przedpokoju niepewną ręką.
— Czekaj, ja otworzę, — ofiarował się Eugeniusz. Zrobił to istotnie i powrócił po chwili, prowadząc za sobą widmo człowieka, ubrane w zatłuszczone łachmany.
— Ten interesujący dżentlmen — rzekł Eugeniusz — jest synem pewnej młodej damy, z rodu lalek, z którą jestem w przyjaźni. Ten pan ma mi coś do zakomunikowania, dlatego wprowadziłem go tutaj.
Mortimer patrzył ze zdumieniem na odrażającego gościa, który poddawał się tym oględzinom,