Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/566

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciowych, a niektórzy zwłaszcza okazują wielką w tym względzie opieszałość.
— To się jej nie tyczy — odparł Salop, biorąc dosłownie przenośnię, jakiej użył pastor, — ona nigdy nie była niedbała, ani opieszała. O! gdyby pan wiedział, panie Milwey, jaka z niej była matka, jaka opiekunka, jaka robotnica.
Wyrzekłszy te słowa, płynące z najgłębszego przeświadczenia, Salop powrócił na mogiłę i zlewał znów gorącemi łzami przykrywającą ją świeżą darń. Patrząc na to, zauważył pastor Milwey, że grób starej Higdenowej bogatszy jest od najwspanialszych marmurów, zdobiących grobowce Westminsteru. Uszanowano też boleść poczciwego chłopaka i całe towarzystwo odeszło, zostawiając go samego na grobie.
Rokesmith i Bella obserwowali pilnie w czasie pogrzebu Lizę, której piękność wywarła na nich silne wrażenie. Mieli zresztą oboje polecenie do niej od państwa Boffenów, co ich nawet zbliżyło i doprowadziło do poufnej rozmowy na stronie.
— Jakże się panu wydała ta dziewczyna, prawda, że jest bardzo piękna? — pytała Bella.
— Tak, a prócz tego jest w niej coś wysoce szlachetnego.
— A przytem jakby chmura smutku, który uderza, gdy się na nią spojrzy.
— Owszem, dostrzegłem to także, a lękam się, czy przyczyną jej smutku nie jest to fałszywe oskarżenie, które niegdyś padło na jej ojca.
Rozmowa rwała im się co chwila, aż wreszcie Bella zdobyła się na krok energiczny.