Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/565

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go grzechem”. „Tak brzmiał tekst przemówienia, które wygłosił wielebny Frank Mitwey na cmentarzu, nad otwartą mogiłą Elżbiety Higden. Słowa te wypowiedział wielebny pastor drżącemi usty, bo zdało mu się, że jednak świat zawinił wobec wymienionej siostry i że straszno jest wymawiać takie słowa nad niektóremi mogiłami. Cmentarzyk, na którym pochowano biedną wędrowniczkę, był bardzo nędzny i zaniedbany. Nie było tam żadnych pomników z napisami, żadnych prawie kopców darniowych. Czy nie należałoby w naszym wieku, głoszącym równość powszechną, pamiętać trochę lepiej o mogiłach tylu dzielnych pracowników i dać każdemu z nich mały pomniczek na koszt gminy, aby powracający do kraju żołnierz, marynarz lub emigrant, mógł przecie dowiedzieć się, gdzie spoczywają rodzice jego, siostry lub towarzysze? Powiecie przecie, że to sentymentalizm, lordowie i dżentlmeni, ja przecież odpowiem wam na to, że w życiu zbiorowem ludu naszego znajdzie się jeszcze trochę miejsca na pierwiastek uczuciowy.
Prócz pastora Milwey i jego żony, obecni byli na pogrzebie starej Betty: Rokesmith, Bella i Salop. Ten ostatni nie dał się niczem pocieszyć i płakał rzewnemi łzami nad grobem tej, która była dla niego lepszą, niż matka.
— Teraz widzę — powtarzał, szlochając — że powinienem był zrobić dla niej więcej, lepiej obracać magiel i służyć jej lepiej.
Chcąc go pocieszyć, wielbny Frank Milwey przedstawił mu, że najlepsi z nas nawet obracają nieraz z niedbalstwem karty swych obowiązków ży-