Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/554

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z urazą w głosie. — Marynarze przywożą te ptaki z odległych wysp.
— A, to co innego.
— Poszukiwałem więc ładnego okazu papugi. A także dwóch wężów grzechotników, które miałem zpreparować i wypchać dla jednego z naszych muzeów. Ona mi je sprzedała, a było to właśnie w dniu, w którym znaleziono trupa Johna Harmona. To mi nawet posłużyło za pretekst do częstszych odwiedzin. Widywałem ją nieraz, a od dnia, w którym ją poznałem, stałem się innym człowiekiem.
— Cóż się z tobą stało?
— Rozmiękłem bracie, jak galareta, tak, że dziś wstydzę się za własny szkielet i gdyby przyniesiono mi pewnego pięknego dnia, moje własne kości, zmieszane w worku, nie podjąłbym się ich dobrania, bo zmarniały wraz ze mną, wskutek przygnębienia, jakie ogarnęło mnie po jej odmowie.
W gruncie Silas czuł się już znudzony temi czułemi wynurzeniami i rad był je przerwać, skorzystał też z pierwszej do tego sposobności.
— Jaki to przedmiot przykuwa tak silnie do siebie twój wzrok? — spytał, widząc, że Wenus patrzy uparcie w pewien punkt sklepu.
— To papuga, — odparł bezdźwięcznie anatom, — papuga, którą kupiłem w tym dniu pamiętnym od Placencyi Riderhood. Nie miałem siły zająć się jej wypchaniem, leży tam więc wysuszona, jak serce moje. — Silas odesłał w myśli papugę do wszystkich dyabłów i robił sobie w duszy gorzkie wyrzuty, z powodu, iż wdał się w jakoweś układy