Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/517

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— W ogrodzie, który urządziłem sobie na moim dachu.
— Nie, panie.
— W takim razie gdzież ona jest?
Żyd pochylił głowę, jakby się namyślając, a Fledgeby patrzył na niego uważnie, wyczuwając niespodziewany opór.
— Możesz zresztą nie mówić, ja i tak się dowiem. Choć właściwie, co ty masz do niej... sam przecież za stary jesteś, aby... Cóż? więc nie powiesz mi, co jest między wami?
— Ależ nic, panie — odparł Riah, jakby z wybuchem.
— W takim razie — pytał Fledgeby, którego policzki zarumieniły się lekko, — dlaczego umoczyłeś rękę w tej ucieczce?
— Powiem panu, ale jeżeli mi pan przyrzeknie na swój honor sekret i dyskrecyę.
— Na honor? ależ naturalnie, przyrzekam i na wszystkie honory.
— Ja tę osobę bardzo szanuję — mówił Riah. — Ona jest uczciwa, pracowita, bardzo godna osoba; ja zobaczyłem, że ona jest w trudnem położeniu; brat ją porzucił, nachodził ją człowiek, którego ona nie chciała, no i drugi, któregoby może chciała, ale który się z nią nie ożeni.
— No, no, więc zakochana w nim.
— To i nie dziwne, bo to jest młody pan, bardzo ładnie wychowany i przystojny, ale z wyższego, niż ona, stanu. Sam pan przecie powiedział, że ja jestem za stary, żeby coś było między