Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/460

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak panie. Czy to szlachetnie, czy to honorowo tak z kimś postępować, jak pan ze mną postępuje?
— Chyba, że nieszlachetnie jest i niehonorowo uwielbiać panią i być pod jej czarem,
— A właśnie, panie, właśnie, to jest z pańskiej strony bardzo niewłaściwe.
— Wybacz pani — rzekł Rokesmith — nie sądzę, aby pani ubliżać mogło bardzo uczciwe i szczere oświadczenie uczuć, jakie dla pani żywię.
— Uczciwe i szczere?
— Czy może pani zaprzeczyć temu, panno Bello?
— Proszę mi nie zadawać pytań, panie Rokesmith, już i tak pozwala sobie pan aż nazbyt często poddawać mnie badaniom śledczym.
Zasłaniała się sztucznie obrażoną godnością, ale w gruncie była zmieszana.
— To niezbyt miłosiernie ze strony pani, panno Wilfer; doprowadziwszy mnie do wyznania, które ostatecznie nie jest zbrodnią, każe mi pani milczeć.
— Bo, gdyby pan je powtórzył, musiałabym je odrzucić.
— Powinienem był spodziewać się takiej odpowiedzi. Trzeba było naprawdę być ślepym i głuchym, żeby jej nie przeczuć. W każdym razie, jeśli zawiniłem, to wina moja nosi sama w sobie karę.
— Jaką karę, panie?
— A czyż cierpienie moje nie znaczy nic w pani oczach?... Ach! przepraszam, zapomnia-