Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/441

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie myśl o tem, wyobraź sobie lepiej, że jesteś panią, prawdziwą lady.
— Wyobraźnia unosi cię za daleko, moja Jenny.
— Zrób to dla mnie, proszę cię, albo wiesz co, spróbuj wywróżyć przyszłość, jak to robiłaś dawniej, siedząc przed ogniem w waszym starym młynie. Zrób to, proszę cię, dla dogodzenia mi, jestem taka biedna, tyle dziś miałam przykrości. Spójrz i teraz w ogień. No i cóż, czy widzisz tam już kogoś czy znalazłaś prawdziwą lady? — Liza skinęła głową twierdząco. Twarz jej, oświecona odblaskiem ognia, miała wyraz marzący, rozchylone usta uśmiechały się.
— A więc widzisz ją?
— Tak jest, — odparła Liza, — a czy ma być bogata?
— Naturalnie — potwierdziła Jenny, — skoro on jest ubogi.
— I piękna? — spytała jeszcze Liza.
— Z pewnością; ten warunek możesz i ty spełnić.
— Jest więc bardzo piękna — wyszeptała Liza.
— A co myśli o nim?
— Myśli, że cieszy się swojem bogactwem, ponieważ jemu je odda, że cieszy się urodą swoją, ponieważ on będzie się nią pysznił; a biedne jej serce...
— Cóż biedne jej serce?
— Należy do niego, całkiem, z całą swą miłością i wiarą. Myśli jeszcze, że czułaby się szczęśliwa, gdyby mogła umrzeć z nim razem, a jeszcze