Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/392

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

odpowiedzi, jaką mi dała dama mego serca, tobym się stanowczo nie zgodził. Ale w stanie ducha, w jakim się obecnie znajduję, to jest bliski będąc szaleństwa i rozpaczy, może się zgodzę.
Usłyszawszy to, Silas Wegg nalał z pośpiechem nową szklankę grogu i poczęstował nią towarzysza, pijąc sam za zdrowie młodej osoby, której odmowa uczyniła zbolałego anatoma tak podatnym dla jego zamiarów.
— Słyszę kroki! — rzekł nagle pan Wenus.
— Gdzie? — spytał z drżeniem Wegś.
— Na dziedzińcu.
Spiskowi odsunęli się od siebie instynktownie i rozmawiać zaczęli o rzeczach obojętnych. Kroki zbliżały się tymczasem, nie do drzwi jednak, a do okna. Po chwili ktoś zastukał w szybę.
— Proszę wejść! — zawołał Wegg.
Ale gość nie skorzystał z tego zaproszenia, a tylko otworzył odzewnątrz okno, które widocznie nie przystawało należycie i wsunął przez nie głowę. Gdyby był nawet wszedł normalną drogą, to jest przez drzwi, to i tak niespodziane ukazanie się jego o tak późnej godzinie wywołałoby pewną trwogę w obecnych, tem większy lęk wzbudziła w nich też ta twarz, wsuwająca się nagle przez otwór okna. Wenus zwłaszcza cofnął się na jej widok wraz z krzesłem i wpatrzył się w nią z pewnem przerażeniem. Po głowie chodziły mu niejasne wspomnienia, których nie umiał uporządkować.
— Dobry wieczór panu, panie Wegg — prze mówiła twarz. — Okno było niedomknięte, zechciej pan sam zobaczyć.