Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/388

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

więcej wart, ja czy ten, którego nazwiska nie chcę wymienić? Taki jest świat.
— To chwalebnie, że pan przyjmujesz swój los z takim spokojem — zauważył Wenus.
— A teraz, posłuchaj pan dalej. Ten pan, wiesz, o kim mówię, jest to człowiek ograniczony i łatwowierny, którego łatwo opanować. Ale ja z tego nie skorzystałem, mimo, że byłem ciągle przy jego boku. Tymczasem zjawił się drugi jakiś przybłęda i dla niego odsunięto mnie, bo nie umiałem tak pochlebiać, jak tamten. A tymczasem, kto z nas jest więcej wart? Czy ten sekretarz potrafi tak, jak ja, czytać historyę rzymską? Czy potrafi tak, jak ja, opisywać wszystkich cywilów i wojskowych rzymskich, co mają, panie, takie nazwiska, że gdy je pan wymawiasz, to jakbyś wióra łykał? A przecież ja siedzę w tej starej ruderze, a tamten mieszka w pałacu, ma tam swój własny pokój, dostaje tysiąc funtów pensyi rocznie. A mnie wyrzucili tu, jak grat nieużyteczny. Ale ja mimo to widzę, co się święci, mam, Bogu dzięki, dobry węch. Czy znałeś pan dawniej tę willę?
— Nie, pierwszy raz tu jestem.
— Ale przechodziłeś pan zapewne tędy?
— Tak jest, panie Wegg, nawet zatrzymywałem się tu nieraz i patrzyłem z ciekawością na dziedziniec.
— I cóżeś pan dostrzegł?
— Nic, prócz śmiecia.
— A jednak — badał go dalej Wegg — żyłeś pan w przyjaźni ze starym Harmonem.
— Nie, panie, to nie była przyjaźń. Widy-