Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Usłyszawszy to, inspektor, który siedział z łokciami, opartymi o biurko i dłońmi, skrzyżowanemi w ten sposób, że zakrywały jego twarz, rzekł, nie zmieniając postawy:
— Pan, jak się zdaje, nie przywykł do takich widoków?
Nieznajomy, który stał pod ścianą z głową, opuszczoną na piersi, zrozumiał, że to o nim mowa.
— Och! nie przywykłem — odrzekł, wstrząsając się cały.
— Pan tu przyszedł dla rozpoznania zwłok?
— Tak, panie.
— I rozpoznał pan je?
— Nie, panie, ale to okropne.
— A kogóż pan spodziewał się rozpoznać? Niech nam pan opisze tę osobę, może panu dopomożemy.
— Nie, nie, to zbyteczne, żegnam panów.
Inspektor nie zrobił żadnego ruchu, a przecież cichy satelita, stojący przy nim, wysunął się szybko ku drzwiom i obrócił ruchomą zasuwkę, otwierając wstęp za kratki biura, zagradzając w ten sposób wyjście nieznajomemu, jednocześnie podniósł wysoko latarnię, oświetlając jasno jego twarz.
— Skoro pan szukasz kogoś, — zaczął inspektor — zmuszony jestem prosić pana o parę wyjaśnień, dotyczących owego przyjaciela, czy nieprzyjaciela, który panu zniknął.
— Sam pan wiesz, panie inspektorze, że zdarzają się wypadki, nieszczęścia rodzinne, które się rozgłasza niechętnie, chyba w ostateczności, To też