Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/351

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

palczywością człowieka, ukręcającego łeb jakiejś hydrze, której krew zamierza wyżłopać.
— I cóż? — zapytał znowu, wycierając zwilżone faworyty.
— Czy nie mogłeś wynaleźć dla niej kogo innego, przecież to skończony kretyn.
— Nie jest wcale taki głupi, jak się wydaje.
— Tak, może jest geniuszem?
— No, w każdym razie wiem co robię, a ty nie zaimponujesz mi swemi pogardliwemi minami. Dowiedz się przytem, że ten kretyn, jak go nazwałaś, staje się bardzo mądry tam, gdzie wchodzi w grę jego interes. Wpija się, mówię ci, jak pijawka, gdy mu chodzi o pieniądze, potrafi wtedy stawić czoło dyabłu samemu i zaszachuje każdego.
— Nawet ciebie?
— Nawet mnie. Tak! mówię ci, że jest godnym mnie partnerem, tak prawie, jak ty. Nie ma wprawdzie żadnych zalet, żadnych cech młodości, taki jest, jakim go dziś widziałaś, ale zacznij z nim tylko mówić o interesach, głupota jego znika w oka mgnieniu, a jeśli jest tępy w czem innem, to tępość ta służy mu nawet w jego spekulacyach.
— Ale czyż ona ma posag, który go zadowolni?
— Ma własny kapitał, dobrze zabezpieczony. Pracowałaś dziś nad nim tak produktywnie, że na razie nie odmawiam ci wyjaśnień, ale na przyszłość zaniechaj pytań, bo wiesz, że tego nie lubię. Dobranoc, musisz być znużona.