Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Steroryzowany w ten sposób pijak grzebać zaczął po kieszeniach, a Bóg jeden wie, z jaką mu to przychodziło trudnością. Wygrzebał wreszcie z brudnych szmat kilkanaście srebrnych i miedzianych monet i ułożył je na stole.
— I to już wszystko? — spytała Jenny.
— Nie mam już nic więcej.
— Poszukaj-no, poszukaj, może się coś znajdzie.
Usłuchał tego wezwania ze służalczą uległością, śmieszną i odrażającą zarazem.
— Boże jedyny — krzyknęła Jenny — więc zostało ci tylko te 7 szylingów i 8 pensów? I za to mam cię wyżywić przez cały tydzień? Za to? Chcesz chyba z głodu umrzeć.
— Nie, nie, nie chcę być głodny — zaprotestował łkając, a łzy pijackie potoczyły się po jego policzkach.
— Cha! cha! za to mogłabym cię chyba nakarmić ochłapami, które sprzedają dla psów i kotów, rozumiesz. No, ale dość już tego. Dobranoc ci, idź spać.
Stary już nie opierał się i powlókł się na górę do swego pokoju, słychać było na schodach chwiejne jego kroki. Po chwili Liza zeszła znów na dół.
— A więc będziemy wieczerzać — rzekła do swej małej przyjaciółki. — Boże wielki — rzekła Jenny, wzruszając ramionami — trzeba coś zjeść, prosta rzecz, że trzeba, aby sił nie stracić.
Liza nakryła białym obrusem mały stoliczek i podała na stół skromny posiłek, Próbowała rozweselić swą przyjaciółkę, ale się to jej nie udało.