Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pani zbyt łaskawa. Mówiłem przytem miss Bell, że państwo Boffenowie oczekiwać jej będą wkrótce w swym nowym już domu.
— Zgodziłam się już, aby córka moja przyjęła propozycyę pana Boffen i nie będę jej stawiała przeszkód.
— Proszę cię Ma, nie mów głupstw — rzekła ładna miss.
— Zamilcz, moja córko.
— Nie, Ma, nie mogę pozwolić, abyś mówiła takie niedorzeczności. Jakżeż ty mi możesz stawiać przeszkody?
— Mówię — ciągnęła dalej pani Wilier ze wzrastającą godnością — że skoro raz zgodziłam się na propozycyę, nie będę stawiała przeszkód pani Boffen, która chce ozdobić mieszkanie swoje wdziękami jednej z mych córek i chociaż twarz tej pani mogłaby wbudzić trwogę w uczniach Savatera, nie sprzeciwiałam się temu, by korzystała z towarzystwa mego dziecka.
— Właśnie w tej chwili wyraziłem zupełnie podobną myśl w stosunku do miss Belli — napomknął Rokesmith.
— Pozwól pan — przerwała mu pani Wilfer z zastanawiającą uroczystością — ja jeszcze nie skończyłam. Dodać jeszcze muszę, że jeżeli użyłam wyrazu wdzięki, to nie dawałam określenia temu znaczeniu, jakieby pan mógł mu przypisywać, lecz użyłam go w innem znaczeniu.
Na to światłe objaśnienie Bella wybuchnęła pogardliwym śmieszkiem.
— Dość tego Ma. Panie Rokesmith, zechciej