Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

owszem jasno i kolorowo, z czem jej było bajecznie do twarzy. Czytała idąc i prawdopodobnie dostrzegła nadchodzącego Rokesmitha, bo podniosła brwi ze zdziwieniem, gdy ją pozdrowił.
— Ach! to pan!
— Tak pani, to ja, ładny wieczór, miss Bello.
— Doprawdy? nie zauważyłam, ale gotowa jestem uwierzyć, skoro pan tak twierdzi.
— Pochłonięta pani była czytaniem?
— Taak — odrzekła przeciągle Bella.
— Zapewne jaki czuły romans?
— Och! cóż znowu, nie czytam takich rzeczy.
— A więc o czem mowa w tej książce?
— Najwięcej o pieniądzach.
— Więc pochwała pieniędzy?
— Nie wiem, może pan sam zobaczyć.
Podała mu książkę, którą się dotąd wachlowała, Rokesmith wziął ją i szedł obok Belli,
— Dano mi do pani zlecenie — rzekł po chwili.
— Czy być może?
— Państwo Boffen polecili mi donieść pani, że za dwa tygodnie będą już mogli przyjąć panią w swym nowym domu, co im sprawi wielką radość.
Bella spojrzała na niego trochę wyniośle z pod zmrużonych powiek i podniesionych brwi. Spojrzenie to zdawało się mówić:
— I skądże przychodzisz do tego rodzaju zleceń?
— Zostałem sekretarzem państwa Boffen, miss Bello. Czekałem właśnie sposobności, aby o tem pani powiedzieć.